Ksiądz, dziennikarz, filmowiec

Ksiądz, dziennikarz i jeszcze filmowiec? W dodatku w Polsce Ludowej, w której mógł pracować tylko filmowiec z Polskiej Kroniki Filmowej? A jednak mógł - mogłem być księdzem i zarazem dziennikarzem i filmowcem rejestrującym zawodową kamerą wydarzenia kościelne. Jak ten fakt mogę wyjaśnić, przyznam się, że nie wiem. To jakaś tajemnica, bo w tamtych komunistycznych czasach działy się różne rzeczy, które trudno wyjaśnić, często dochodziło do paradoksalnych sytuacji…

Gdy chodzi o mnie, to byłem pasjonatem fotografii i filmu. I w latach 60-tych, pracując w naszym seminarium w Stadnikach, przez ponad 10 lat zajmowałem się produkcją filmową i to nie byle jaką, zawodową. Dorobiłem się zawodowej kamery „Pentaflex” produkcji NRD z kompletem obiektywów. Taka kamera nie była osiągalna na rynku, podobnie jak i materiały filmowe. Ja ją zdobyłem i wypłaciłem bez zaciągania długów. Miałem pozwolenie od przełożonych na produkcję fotograficzną, mogłem więc zarabiać przez zdjęcia, slajdy i filmy, i radziłem sobie po pewnym czasie bardzo dobrze. Postawiono mi jedynie warunek, bym w swojej działalności filmowej nie narażał naszej polskiej wspólnoty. Były to bowiem trudne czasy, czasy walki o obronę seminariów przed uzależnieniem od władzy ludowej.

40 000 metrów taśmy filmowej

Dzięki znajomościom mogłem kupić zawodową kamerę, potem pojedyncze obiektywy do kompletu. Młodzi filmowcy studiujący w Filmowej Akademii w Łodzi jako przyszli operatorzy filmowi, wprowadzali mnie tajniki filmowe i ułatwiali mi zdobycie materiałów filmowych. Po pewnym czasie mogłem z całą swobodą posługiwać się kamerą filmową (16 milimetrów) i wykorzystywać w pełni możliwości tej kamery, jak zawodowiec. Z tą kamerą pracowałem przeszło 10 lat i przepłynęło przez nią 40 000 metrów taśmy filmowej…

Utrwalałem na filmach czarno białych kronikę z życia seminaryjnego (Sercańska Kronika Filmowa), a w kolorach kręciłem w kilku sanktuariach maryjnych koronacje obrazów Matki Bożej. Były to filmy kręcone w Limanowej, w Myślenicach, w Kościele Mariackim w Krakowie i jeszcze w kilku sanktuariach.

Sprzęt filmowy - mój przyjaciel

Na całość mojego sprzętu filmowego składała się kamera z trzema obiektywami na „rewolwerze”. Spory silnik wprawiający w ruch kamerę i do tego przenośny akumulator. Wszystko miało odpowiednią wagę: kamera 3 kg, a akumulator blisko 4 kg. Dwie zapasowe kasety z filmami musiałem mieć blisko siebie – po pół kilograma każda. Praca kamerą sprawiała mi wiele radości i była niezawodna. Na „rewolwerze” trzy obiektywy, z łatwością przesuwane: obiektywy: szerokokątny, normalny i średni teleobiektyw. W komplecie obiektywów miałem sporej wielkości obiektyw zoom, czyli obiektyw ze zmienna ogniskową, pozwalający robić „najazdy” w czasie filmowania. Całość sprzętu filmowego znajdowała w dość dużej, oryginalnej, firmowej walizce, która dzisiaj znajduje się w moim pokoju od prawie 40 lat.

Spoglądam na tego „mojego przyjaciela”, z którym spędziłem pracując wiele lat. Spoglądam z dużą nostalgią, jest to już obiekt muzealny, jego aktywna praca z cichym szumem przesuwanej taśmy filmowej, należy do dalekiej przeszłości, ale dla mnie jest to jeszcze jak żywy towarzysz wielu moich prac...

 

ks. Adam Włoch SCJ

Źródło: Informator SCJ, 2/2016, s. 167-169.

 

Zdigitalizowaną kolekcję ponad 40 filmów ks. Adama Włocha SCJ wraz z ciekawym komentarzem autora, można zobaczyć na kanele YouTube Sercańska Kronika Filmowa.