7 października 2023 r. w domu sercanów w Tarnowie zmarł nagle w wieku 71 lat ks. Czesław Wojtarowicz SCJ. Niemal całe swe kapłaństwo poświęcił głoszeniu misji i rekolekcji krajowych. Szczególnie umiłował różaniec. Odszedł we wspomnienie Królowej Różańca.

Wiadomość o śmierci ks. Czesława zaskoczyła. Wprawdzie dolegliwości zdrowotnych miał niemało, łącznie z trudnością w chodzeniu, to jednak był ciągle aktywny. Jeszcze w dniach od 24 do 27 września uczestniczył w Krakowie Płaszowie w dorocznym spotkaniu formacyjnym misjonarzy, choć nie musiał, bo już był na misjonarskiej emeryturze.

„Jadę, by odnowić ducha misyjnego, bo całe kapłaństwo temu poświęciłem” – powiedział do swego współbrata ks. Gawła przed wyjazdem do Krakowa. I zapakował swój plecak, z którym wyruszał zawsze w podróż, podpierając się kulami. Nie narzekał z tego powodu, jak również nie skarżył się z innych schorzeń. Co więcej, starał się uczestniczyć w różnych wydarzeniach w prowincji, nie opuszczając zjazdów i corocznych rekolekcji dla misjonarzy w Zakopanem.

„ Zawsze był solidny w notowaniu wszelkich naszych misyjnych spotkań formacyjnych. Miał przy sobie zeszyt, introligatorsko oprawiony, w którym wszystko zapisywał przez lata całe. Na ostatnim zjeździe zwróciłem na to uwagę i pochwaliłem go za to. Siedział obok mnie i pilnie wszystko notował” – wspomina ks. Wiesław Pietrzak SCJ, dodając, że od lat seminaryjnych często czytał prasę, będąc ciekawym, co dzieje się w świecie.

Czesława poznałem w jego rodzinnej Florynce, gdzie urodził się 24 lipca 1952 r., a więc trzy lata po tym, jak w parafii pojawili się sercanie, by prowadzić w tej miejscowości duszpasterstwo. Pewnie też został ochrzczony przez drugiego po ks. Sidełce proboszcza – ks. Stefana Mytnika, a kolejny proboszcz ks. Stefan Kierpiec, który – jak mówiono – miał „serce na dłoni” przygotowywał go do I Komunii św. Z kolei do Zgromadzenie wstąpił za ks. Alojzego Kegla, zaraz po podstawówce, a po pierwszej profesji w Pliszczynie 20 października 1968 r., w Tarnowie uzupełniał swoją edukację łącznie z maturą.

„Chodziłem z nim do szkoły, a w jego klasie było dużo dzieci. Rodzice zajmowali się rolnictwem. Miał dwóch braci, a gdy Staszek zginął tragicznie bardzo to przeżył. Jego dom rodzinny był - jak to mówiliśmy - „za rzeką”. Brat Józek jest znanym w okolicy pszczelarzem” – opowiada rodak ks. Jan Romanek SCJ.

To moje pierwsze z nim spotkanie we Florynce, które było w sierpniu 1980 r. zapamiętałem ze względu na trwające wówczas prace przy odnowieniu polichromii kościoła. Nasz rocznik odbywał tam postulat, a ks. Czesław pojawił się w świątyni, by zobaczyć jak postępują prace. Utkwiła mi w pamięci jego spora postura, uśmiech i charakterystyczny tembr głosu. Potem proboszcz ks. Zdzisław Zabdyr, który organizował mu prymicje, opowiedział o jego święceniach, jakie przyjął w płaszowskim kościele w czerwcu 1978 r., gdy Zgromadzenie Sercanów obchodziło 100-lecie powstania i 50-lecie osiedlenia się w Polsce.

Święcenia prezbiteratu i diakonatu były pierwszym elementem obchodów jubileuszowych, a udzielił ich ówczesny sekretarz Episkopatu Polski bp Bronisław Dąbrowski. W tym pamiętnym dniu 2 czerwca kapłanami zostali także Józef Wroceński i Aleksander Łukasik, a wśród gości, którzy przyjechali na jubileusz był m.in. arcybiskup z Zairu Augustyn Fataki. Na zdjęciu zapowiadającym święcenia znalazły się słowa założyciela Zgromadzenie Sercanów „ Idźcie, dajcie poznać światu miłość Bożego Serca”.

„To była dla nas wielka radość, że w święceniach brał udział biskup z kraju, gdzie pracowali nasi współbracia. Cieszyliśmy się także z tego, że po intensywnych latach przygotowania do kapłaństwa w seminarium pójdziemy do ludzi, do dzieci i młodzieży, jako duszpasterze. I optymistycznie patrzyliśmy w przyszłość, ufając Sercu Jezusa. Byliśmy wdzięczni Bogu za Jego wielkie dary jakimi nas obdarował poprzez dar kapłaństwa” – wspominał po latach, dodając, że na święceniach była też obecna rodzina rocznikowego kolegi Stanisława Szewczyka, który dwa lata wcześniej utopił się w rzece Raba.

Ks. Czesław nigdy nie zapomniał o bliskich swego rocznikowego kolegi. Starał się kilka razy w roku ich odwiedzić, a nieraz spędzał w Leśnicy część swego urlopu. Był na pogrzebie rodziców Staszka, błogosławił śluby w rodzinie, a oni mówili, że zastąpił im syna i brata. Zresztą sam tego chciał i pozostał do końca temu wierny.

Wikariuszem został zaraz po święceniach w Chmielowie, następnie pracował w biurze dla dobroczyńców. Ciągnęła go jednak praca rekolekcyjna do której zgłosił się w 1981 r. kiedy dyrektorem grupy misjonarzy krajowych był ks. Lucjan Mazur. Od tego czasu przez niemal 40 lat trwała jego przygoda związana z głoszeniem misji intronizacyjnych Serca Jezusowego, rekolekcji adwentowych, wielkopostnych, dla dzieci, młodzieży i dorosłych w parafiach całej Polski.

„Braliśmy często małe parafie na zachodzie kraju i nigdy nie skarżył się, że są biedne. Uważał, że wszędzie, a szczególnie w takich miejscach trzeba głosić Ewangelie i dawać poznać miłość Serca Jezusa, szczególnie do ubogich. Prowadził piękne Apele Jasnogórskie, podczas których przejmująco opowiadał o Maryi i Jej objawieniach” – mówi ks. Andrzej Kościuczyk, dodając, że Cześkowi bliscy byli także chorzy i starsi.

Kilka razy głosiłem z nim rekolekcje i misje. Był gorliwy w głoszeniu słowa Bożego, zaangażowany w każda pracę i oddany tej posłudze przez wszystkie lata kapłańskiego życia” – mówi ks. Wiesław Pietrzak SCJ i podkreśla, że nie rozstawał się podczas głoszenia rekolekcji z różańcem.

O tym, że modlitwa różańcowa była jego ulubioną potwierdza także ks. Stefan Achinger SCJ, który zetknął się z nim we Florynce, będąc tam wikariuszem od 1965 r.

„Czesiek chodził wówczas do szóstej i siódmej klasy i był bardzo chętnym do pomocy młodzieńcem. Był też ministrantem. Przez jakiś czas był również nieformalnym kościelnym i pomagał w innych pracach, kiedy proboszcz ksiądz Kegiel miał wypadek na motocyklu i był unieruchomiony” – wspomina ks. Achinger, dodając, że miał zawsze zamiłowanie do modlitwy i nabożeństwo do Matki Bożej, a różaniec trzymał w ręku gdziekolwiek się udawał.

„Jechałem z nim pociągiem na spotkanie misjonarzy w Domus Mater i umówiliśmy się na peronie w Tarnowie. Gdy podszedłem do niego, modlił się na różańcu” – opowiada ks. Andrzej Kościuczyk SCJ, który kiedyś wprost otrzymał radę od Cześka: „Odmawiaj różaniec, a Maryja zaprowadzi cię do nieba”.

„Bliska mu była duchowość dziecięctwa Bożego, którą pewnie wyniósł z domu rodzinnego” – mówi ks. Józef Gaweł SCJ. „Prosta i ufna wiara, wierność modlitwie, szczególnie na różańcu to rys jego pobożności, którą pochwalił Jezus wysyłając apostołów do głoszenia Królestwa Bożego słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. Ks. Czesław nie zadawał wiele pytań, po prostu zaufał Sercu Jezusa i poszedł „w ciemno” za Nim, jak pierwsi uczniowie i tak starał się przekazywać Ewangelię tym, do których był posyłany jako rekolekcjonista – podkreśla ks. Gaweł, dodając, że był człowiekiem bardzo życzliwym i pomocnym.

„W połowie sierpnia chętnie wziął zastępstwo u sióstr Służebniczek Dębnickich w Tarnowie, chodząc codziennie o kulach, by odprawić dla nich Mszę świętą. A kiedy nie mógł już głosić rekolekcje, brał dyżury na furcie w domu, w którym mieszkał od 2005 roku” – dopowiada ks. Gaweł.

„Bardzo chętnie przychodzili do klasztornej furty ludzie, gdy miał dyżur. Ksiądz Czesław nieraz długo i cierpliwie wysłuchiwał ich trudnych problemów, a potem starał się coś doradzić i pomóc. Nikogo nie zbywał i nie żałował dobrego słowa. Był wyrozumiały dla ludzi i nas współbraci. Nie kłócił się i nie obrażał. Był pozytywnie nastawiony do każdego. Był prawdziwym świadkiem Jezusa miłosiernego, przebaczającego i dobrego” – mówi ks. Stefan Achinger, dodając, że wiele razy słyszał takie właśnie świadectwa o nim u tych, którzy przychodzili na Rogoyskiego 16.

W 2018 r. obchodził Złoty Jubileusz Pierwszej Profesji w nowicjacie w Kątach Starych, a w tym roku 45-lecie kapłaństwa.

Trzy lata temu w Zakopanem podczas rekolekcji dla misjonarzy krajowych, prowadzący je redemptorysta o. Ryszard Bożek zauważył, że ka płan powinien być osobą godną zaufania, do którego można przyjść ze swoimi problemami, Nie może nikogo ranić, obrażać się, a gdy trzeba winien umieć przeprosić. Podkreślił też, że księdzem jest się wszędzie: przy ołtarzu, na ambonie, w pociągu, w górach, na ulicy. Zaznaczył, że głosiciel Ewangelii to osoba, która najpierw potrafi wsłuchiwać się w problemy człowieka i świata, pomaga je wyjaśniać dzięki słowo Bożemu i jest świadkiem miłości Jezusa.

Myślę, że ks. Czesław starał się być właśnie takim w przeżywanym kapłaństwie, które miało szczególnie rys maryjny i różańcowy. Domownicy tarnowscy podkreślają, że już na zawsze utkwił im obraz siedzącego przy pokojowym ołtarzyku Czesława z różańcem w ręku. Odszedł w miesiącu różańcowym, w Maryjną sobotę i na dodatek we wspomnienie Matki Bożej Królowej Różańca świętego. Odszedł w czasie, gdy przy obrazie Pani Płaszowskiej zgromadziła się cała prowincja. Wizerunek ten był mu bardzo bliski, bowiem przy nim został kapłanem Serca Jezusowego.

Ks. Andrzej Sawulski SCJ

Kilka zdjęć: ks. Franciszek Wielgut SCJ, Archiwum Grupy Misyjnej